Katecheza 32

 
Ks. dr hab. Tomasz Kraj R.M.
Kapelan Stanowy Pomocniczy Rycerzy Kolumba w Polsce

Drodzy Bracia Rycerze,

w naszych ostatnich katechezach zaczął się pojawiać temat, który wzbudzał zawsze sporo kontrowersji. Chodzi o kwestię pożycia seksualnego, które jest właściwe małżonkom. Wokół niego bowiem narosło wiele różnego rodzaju zapytań i fałszywych odpowiedzi. Zanim jednak coś więcej zostanie tu na ten temat powiedziane, należy zwrócić uwagę na trzy zagadnienia wstępne.

Po pierwsze sprawa pożycia seksualnego jest sprawą ludzką, czymś normalnym, o czym można, a nawet należy mówić. To, oczywiście, nie oznacza, że o sprawach tych mówić należy
z każdym (chodzi zwłaszcza o wiek rozmówcy czy słuchacza, który może być nieodpowiedni lub niedojrzały do wagi tych spraw), ani nie oznacza to, że sposób przedstawiania tych treści może być dowolny (chodzi tu szczególnie o trywializowanie tych spraw lub ich wulgarne przedstawianie). Swego czasu, gdy byłem w gościnie u pewnej starszej pani, w telewizji przedstawiany był program, gdzie prowadzący go dziennikarz zapowiadał, że prowadzona dyskusja będzie dotyczyła odkrywczego tematu, jakim jest związek pomiędzy pożyciem seksualnym a prokreacją. Ta starsza pani zauważyła: „Też mi odkrycie. Niektórzy ludzie dziś myślą, że ci, co żyli dawniej sądzili, że dzieci przynosi bocian.” To spostrzeżenie starszej pani jest ważne z dwóch powodów: wielu ludzi sądzi dziś, że problemy płci i seksu pojawiły się dopiero niedawno i musimy je rozwiązać i że dopiero nasze ich rozwiązanie będzie adekwatne do wagi tych problemów, natomiast ci, którzy żyli przed nami to tak naprawdę nic na ten temat nie wiedzieli albo nie wiedzieli w oparciu o rzetelną wiedzę naukową i dopiero my… Drugi zaś powód dla którego spostrzeżenie starszej pani jest dla nas cenne to fakt, że jest to temat dotyczący spraw intymnych, czyli ściśle osobistych i w jakimś sensie sekretnych, czyli takich, których nie należy poruszać na każdym forum. Fakt, iż z tego powodu wielu ludzi się z tymi tematami nie obnosi, nie oznacza, że ich to nie interesuje, że nic na ten temat nie wiedzą i dopiero jakiś świecki edukator powie im, co to jest i jak naprawdę
z tym jest.

Druga sprawa wiąże się z tą pierwszą. Wielu współczesnych dyskutantów, tych zwłaszcza, którzy polemizują z nauką Kościoła dotyczącą kwestii moralnych związanych z pożyciem seksualnym, tej nauki w ogóle nie zna. Tak jak, niestety, nie zna jej wielu członków Kościoła. Dlatego bardzo często nie jest to dyskusja z nauką Kościoła lecz z tym, co się ludziom wydaje, że jest nauką Kościoła.

Trzecia sprawa, na którą trzeba zwrócić uwagę przy mówieniu o problemach moralnych związanych z pożyciem małżeńskim to (poruszane już wcześniej) nazwanie, określenie samego problemu. Nauka przedstawiana w tych katechezach dotyczy nauki Kościoła. Katechezy te mają na celu przybliżenie tejże nauki. Dlatego na samym początku należy powiedzieć, że problemem z perspektywy nauki głoszonej przez Kościół może być zrozumienie pewnych wymogów, które w tej materii dotyczą małżonków.  Nie ma natomiast problemu ze zrozumieniem wymogów dotyczących osób nie związanych węzłem małżeńskim, a w przypadku chrześcijan sakramentalnym węzłem małżeńskim. W ich przypadku bowiem wszelka aktualizacja (wszelkie użycie) sfery seksualnej jest zawsze,
o ile świadome i dobrowolne, poważnym występkiem moralnym.

Na początku więc wypada nam zmierzyć się z powszechnie propagowanym przez przeciwników Kościoła poglądem, iż Kościół, a właściwie hierarchia, bo to ona odpowiada za to, co głosi Kościół, wykazuje się wyjątkowym brakiem empatii wobec współczesnych małżonków, podtrzymując nauczanie, iż antykoncepcja jest w każdej postaci czymś niemoralnym i zakazanym. W stwierdzeniu takim zawierają się pewne, czasem nie do końca wypowiedziane, dodatkowe zarzuty wobec nauki Magisterium: że jest ona konserwatywna, że nie bierze pod uwagę skomplikowanej nieraz sytuacji współczesnych rodzin, że zmusza ludzi do wierności abstrakcyjnym wymogom,
a przecież ludzie są wezwani do używania rozumu i posłuszeństwa głosowi własnego sumienia. Dlatego należałoby im zostawić tu możliwość decydowania o kształcie ich pożycia i używaniu środków kontroli urodzeń. Czasem można też usłyszeć utyskiwanie na prawo naturalne, na którym opiera się nauka Kościoła, a zwłaszcza stwierdzenia, iż
z faktu że w naturze (czytaj: w świecie zwierzęcym) coś nie występuje, nie wynika, że to musi być także wiążące dla człowieka, który w odróżnieniu od zwierząt dysponuje rozumem. Czasem też dla ilustracji owych zarzutów można spotkać się z felietonami filmowymi ukazującymi walkę „oświeconej” części społeczeństwa o zmianę mentalności
i akceptację antykoncepcji i aborcji jako nowoczesnych i postępowych środków kontroli urodzin w relacji do tego, co w wielu wypadkach głosi się do tej pory (czytaj: co głosi Kościół). Dla niezorientowanego widza ilustracją słusznych postulatów ma być obraz umorusanych dzieci w rozwalającej się i brudnej chałupie, co ma pokazywać, do czego prowadzi brak pozytywnego odniesienia do postulowanych postępowych zmian.

Tymczasem, chociaż Kościół w swoim nauczaniu podkreśla, że istotą małżeństwa nie jest jedynie wzajemne wspomaganie się małżonków, lecz również wydanie na świat potomstwa, to jednak NIGDZIE NIE NAUCZA on, że małżonkowie winni mieć jak największą liczbę dzieci, niezależnie od warunków, w których żyją. To, o czym mówi Kościół katolicki odnośnie małżeństwa, to odpowiedzialne rodzicielstwo. Jest to jednak temat obszerny, dlatego zostawimy go sobie na kolejną, listopadową katechezę.