Katecheza 39

 
Ks. dr hab. Tomasz Kraj R.M.
Współkapelan Stanowy Rycerzy Kolumba w Polsce

Drodzy Bracia Rycerze,

W punkcie 15. Adhortacji „Familiaris consortio” pojawia się temat relacji pomiędzy rodziną a Kościołem i powraca zagadnienie wpływu klimatu wewnątrz rodziny na to, jakimi będą przyszli członkowie Kościoła: „Małżeństwo i rodzina chrześcijańska budują Kościół. W rodzinie bowiem osoba ludzka nie tylko rodzi się i stopniowo, poprzez wychowanie, wprowadzana jest we wspólnotę ludzką, ale także poprzez odrodzenie chrzcielne i wychowanie w wierze wprowadzana jest w rodzinę Bożą, jaką jest Kościół” (FC 15). Dlatego warto zwrócić uwagę na jedno specyficzne zagadnienie, które znamy, choć dość często ulatuje nam ono z pamięci, zwłaszcza, gdy znajdziemy się w klimacie wrogim Kościołowi, o co w obecnej polskiej rzeczywistości niezwykle łatwo, wystarczy zwrócić uwagę na ostatnie postanowienia parlamentu czy towarzyszącą nam nieustannie antykościelną nagonkę medialną.
Należy sobie najpierw przypomnieć, że życie ludzkie nie ma końca. Ono ma swój początek w momencie, który właśnie z tego powodu nazywamy poczęciem. Nie ma natomiast końca. Istnieje koniec, ale jedynie jego pierwszego etapu, którym jest ziemskie życie człowieka, zwane też ziemską pielgrzymką czy życiem doczesnym, bo trwa ono tylko „do czasu”, do momentu śmierci. Życie to jednak trwa nadal, choć w zmienionej formie w wieczności. Jaka to forma - tego do końca nikt nie wie. Dlatego też, gdy przychodzi Uroczystość Wszystkich Świętych i potem Dzień Zaduszny, to przypominamy sobie (szkoda, że tak rzadko), że Kościół istnieje w trzech postaciach, a raczej w trzech etapach: jest to Kościół pielgrzymujący, czyli ten na ziemi, Kościół cierpiący, czyli ten, w którym grzesznicy pokutują za popełnione grzechy, by móc po oczyszczeniu wejść do nieba i wreszcie Kościół tryumfujący, niebo, do którego wszyscy pragniemy się dostać. Oczywiście, istnieje jeszcze stan wiecznego odrzucenia (ale to już nie jest Kościół), który jest przygotowany dla Diabła, jego aniołów i ludzi, którzy wybrali służbę jemu raczej niż Bogu. O tym, gdzie kto się dostanie, decyduje życie ziemskie człowieka, a dla tych, którzy przyjęli chrzest – ich życie w Kościele. Dlatego jest rzeczą tak niezmiernie ważną, by uczestnictwo w życiu Kościoła pielgrzymującego było jak najlepsze, jak najpełniejsze; a z kolei do takiego uczestnictwa przygotowuje przede wszystkim rodzina, życie rodzinne, ów klimat, wychowanie, o którym mówi Adhortacja.
O tym, jak różny może być ów klimat widać z odniesienia ludzi do Kościoła. Dzisiaj w polskiej rzeczywistości istnieje wiele postaw, których wspólną cechą jest niechęć do Kościoła. Dlatego patrząc na nasze życie i na odpowiedzialność za kolejne pokolenia członków Kościoła dobrze jest przyjrzeć się jednej z takich postaw. Jest nią utożsamienie Kościoła z księżmi, z duchownymi. Efektem takiego utożsamienia jest nasze własne wyobcowanie z Kościoła, o które zresztą jego wrogom najbardziej chodzi. Kościół to „oni”: biskupi i księża, którzy głoszą jakieś stare niepopularne prawdy i jeszcze domagają się od nas posłuszeństwa. To narracja polskich mediów liberalnych, według których należy się z takiej zależności wyemancypować. Istnieją różne stopnie takiej „emancypacji”: od krytyki pasterzy Kościoła, poprzez okazywanie im niechęci i pogardy czy otwartej wrogości (np. pozew sądowy przeciw arcybiskupowi za wygłoszone kazanie), poprzez popieranie rozwiązań społecznych sprzecznych z wiarą albo przynajmniej uciekanie od odpowiedzialności w tych sprawach. Dalej: wyrażana głośno dezaprobata wobec nauczania moralnego Kościoła – najlepiej właśnie wobec dzieci i młodzieży – by widzieli i uczyli się, jakie winni zajmować stanowisko i teraz, i w przyszłości. Nikt nie ukarze za takie mówienie; raczej będziemy uchodzić za nowoczesnych, odważnych, samodzielnie myślących obywateli; może też będziemy bardziej poważani przez pewne środowiska.
Tymczasem należy sobie przypomnieć, że Kościół to wspólnota wszystkich ochrzczonych, a nie tylko biskupów i księży. Jeśli natomiast oni przed czymś przestrzegają chcąc nakłonić wiernych do postawy zgodnej z wyznawaną wiarą, to czynią to dla ich dobra. Narażają się na wyszydzenie przez media i „odważnych” polityków. Jeśli jednak niemoralne rozwiązania wejdą w życie, to kto przede wszystkim na tym straci? Biskupi i księża? Raczej nie! Raczej właśnie ci, którzy w pewnym zaślepieniu sami będąc członkami Kościoła z niego się naśmiewają i przeciw niemu buntują. Oni i ich dzieci.
Osoba ludzka „poprzez odrodzenie chrzcielne i wychowanie w wierze wprowadzana jest w rodzinę Bożą, jaką jest Kościół”. Jest wprowadzana, gdy jest odpowiednio wychowywana. Wychowujemy nie tylko słowami, ale nade wszystko przykładem własnego życia. Ono najbardziej mówi, do czego skłaniam tych, którzy patrzą na moje zachowanie, na mój stosunek do Kościoła.