Katecheza 44

 
Ks. dr hab. Tomasz Kraj R.M.
Współkapelan Stanowy Rycerzy Kolumba w Polsce

Drodzy Bracia Rycerze!

Pozwólcie, że zatrzymam się jeszcze przez chwilę na punkcie 17 Adhortacji „Familiaris consortio”, który  mówi o tożsamości, czyli byciu i stawaniu się konkretnym członkiem rodziny poprzez podjęcie i wypełnianie zadań jemu właściwych. Ostatnio mówiliśmy o byciu i stawaniu się ojcem. Dziś chciałbym tę naukę powtórzyć ukazując jeszcze jeden bardzo ważny aspekt naszej tożsamości, aspekt, który jest ważny dla naszej świętości,

Dotyczy on świadomości i zgody. Można być ojcem i wypełniać zadania związane z tą funkcją, bo nieraz niejako nie ma innego wyjścia: dzieci potrzebują opieki, żona potrzebuje wsparcia; przychodzą konkretne problemy i trzeba je rozwiązywać, nie ma co robić ceregieli, trzeba się z tym wszystkim zmierzyć. Tak to było w moim domu, tak jest u kolegów, także u Braci Rycerzy. I takie bycie mężem i ojcem jest niewątpliwie czymś dobrym. Ale czy to już wszystko, czy to wystarcza? Może łatwiej będzie uchwycić to, na co chcę zwrócić Waszą uwagę, gdy powiem o sobie, o księdzu.

Jako ksiądz mam swoje obowiązki, podobnie jak Wy macie obowiązki w rodzinach. Należą do nich codzienna Msza św., brewiarz, modlitwa różańcowa, inne modlitwy kapłańskie, przygotowywanie wykładów i ich prowadzenie, posługa wobec tych, dla których mój Biskup ustanowił mnie duszpasterzem. Powstaje jednak pytanie, czy to już wszystko, by być w pełni kapłanem. Czy jak to spełnię, a zwłaszcza czy jak ludzie wokół mnie będą zadowoleni z mojej posługi, to mogę o sobie powiedzieć, że wszystko jest w porządku? Myślę, że tak nie jest. Czegoś brakuje. Czego? Brakuje jeszcze tego czegoś, z czego te wszystkie działania winny wypływać, czyli żywej więzi z Chrystusem, bliskości z Nim, z której wypływa wdzięczność za powołanie i akceptacja tego, co z tym powołaniem związane. Akceptacja nie tylko w momencie przyjmowania święceń, ale także akceptacja na codzień; akceptacja, która wypływa z żywej więzi z Bogiem, z pragnienia służenia Mu, z miłości do Niego. Innymi słowy posługa kapłańska winna mieć jakby dwa poziomy: ten, który widzimy na zewnątrz, gdy oceniamy takie czy inne działania duszpasterskie księdza i ten, którego na pierwszy rzut oka nie widać, a który jest fundamentem, na którym to wszystko, co czynimy, się opiera. Tym fundamentem jest wiara i miłość, które prowadzą do Chrystusa i w spotkaniu z Nim się umacniają, by potem móc czynić to, co jest wyrazem naszego powołania.

Z czymś podobnym mamy do czynienia w życiu mężów i ojców. Tu też są, czy raczej winny być, dwa poziomy: fundament, którym jest spotkanie z Chrystusem i działanie, które jest wypełnianiem powołania męża i ojca. Gdy więc mówimy o tożsamości męża i ojca, to musimy sobie zdawać sprawę z tego, że działanie ma swoje źródło, i że o tożsamości chrześcijańskiego męża i ojca decydują oba poziomy, a nie jedynie ten, którego przejawem jest nasza zewnętrzna praca, posługa, zaangażowanie. Zresztą, jeśli ktokolwiek doświadczy tej prawdy, a zwłaszcza doświadczy spotkania z Chrystusem, to zauważy zarazem, że prawdziwa siła do spełniania obowiązków stanu jest właśnie stąd. Czasem zmieniają się priorytety: najważniejsza staje się więź z Nim, przyjaźń z Nim. Ta więź nie jest przeszkodą do miłowania tych, których On stawia na naszej drodze. Ona jest źródłem miłości do ludzi. Dopiero taka „dwupoziomowa” postać naszego powołania i nasza zgoda na nią i na jej realizację w takiej postaci stanowi o naszej chrześcijańskiej tożsamości: mojej jako Księdza i Waszej jako Mężów i Ojców w Waszych rodzinach.