Katecheza 48

 
Ks. dr hab. Tomasz Kraj R.M.
Współkapelan Stanowy Rycerzy Kolumba w Polsce

Drodzy Bracia Rycerze
Pozostajemy jeszcze przy punkcie 19 Adhortacji, by sobie po raz kolejny przypomnieć ważną prawdę zawartą w nauce św. Jana Pawła II. Mówi on, że komunia małżeńska „jest owocem i znakiem potrzeby głęboko ludzkiej. Jednakże w Chrystusie Panu, Bóg przyjmuje tę potrzebę ludzką, potwierdza ją, oczyszcza i podnosi, prowadząc ją do doskonałości w sakramencie małżeństwa”. Co tu jest powiedziane w kontekście coraz częstszych wyborów młodych ludzi pragnących żyć w tzw. związkach partnerskich, czyli związkach już nie tyle niesakramentalnych, co w ogóle jakby nie-związkach: by żyć jakby w małżeństwie, ale bez żadnego węzła religijnego czy nawet świeckiego?
Jak wiemy, komunia polega na obdarowaniu sobą i cała sztuka komunii małżeńskiej polega na tym, by to obdarowanie było jak najpełniejsze, zarówno w sensie czasowym (czyli było na zawsze), jak i w sensie zaangażowania (by było bez żadnych zastrzeżeń, niezależnie od tego czy jest łatwo, czy też staje się wobec pewnych wyzwań). Dzisiaj wiele młodych par pragnących żyć ze sobą mówi, że nie mogą się wiązać, a zwłaszcza nie mogą się wiązać na stałe, bo co będzie, jak im się nie uda. Wtedy trzeba by taki związek rozerwać, co bardzo komplikuje życie i niesie ze sobą konsekwencje prawne i religijne. „Nie czujemy się na tyle mocni, by się jakoś formalnie związać. Jest nam dobrze razem, a jak będzie nam źle, to się po prostu rozejdziemy”.
Problem w tym, że idealnych małżeństw nie ma i nie ma także idealnych kandydatów do małżeństwa. Małżeństwo, jak sobie to już przypominaliśmy, jest drogą. To oznacza, że u jej początku człowiek jest mniej doświadczony, mniej „wyrobiony” i mniej doskonały, niż u jej kresu. U kresu zwykle już zna życie i łatwiej mu jest przyjąć różne trudności i poprawnie na nie zareagować. Rzadko ktoś posiada takie umiejętności na początku drogi życiowej i chociaż czasem wie, co się powinno w takich sytuacjach uczynić, to najczęściej brak jest doświadczenia i praktycznych umiejętności.
Dlaczego to jest takie ważne? Dlatego, że oczekiwanie na przyszłą żonę czy męża, którzy będą już doskonali pod względem moralnym jest w pewnym sensie błędem. Bardzo rzadko takich ludzi się spotyka. Gdyby małżeństwo miało sens tylko wtedy, gdy byłoby zawierane z kimś idealnym, to w historii ludzkości małżeństw prawie by nie było. Dlatego Bóg w swojej dobroci tak zaplanował małżeństwo, że wyzwala ono w człowieku to wszystko, co jest potrzebne, by małżeństwo było udane; by małżonkowie w sposób piękny zrealizowali swoje powołanie i swoje człowieczeństwo, uświęcając się jednocześnie na tej drodze.
Z kolei próba budowania czegoś na podobieństwo związku małżeńskiego blokuje (a na pewno nie rozwija) w człowieku te pokłady, które gdy rozwinięte sprzyjają małżeństwu i wewnętrznemu wzrostowi małżonków. Innymi słowy: jeśli chcesz być sportowcem, osiągającym dobre wyniki w bieganiu, musisz trenować i wymagać od siebie w tym, co dotyczy biegania. Nie możesz mówić, że czujesz się niespełniony jako biegacz, jeśli nie biegasz albo, że nie dasz rady być biegaczem jeśliś nawet nie zaczął biegać. Nie można więc uzyskać autentycznych osiągnięć, gdy wymagania, które sobie człowiek stawia są nieautentyczne. Dlatego też nie można ani osiągnąć, ani sprawdzić własnych „umiejętności” małżeńskich, gdy człowiek z góry zakłada, że nie potrafi i dlatego nie będzie żył w małżeństwie. Mamy tu jednocześnie do czynienia z jakąś ogromną niewiarą we własne siły i do pewnego stopnia także z tchórzostwem.
Są jednak ludzie, którzy takie stawianie sprawy nazwą realizmem. „Bo my, proszę księdza, jesteśmy słabi i na tak wielką decyzję, że będzie to na całe życie, nie chcemy się decydować.” Trzeba przyznać, że takie stwierdzenie jest prawdziwe w tym sensie, że każdy człowiek jest ułomny i jest grzesznikiem. Jednak pomimo naszych braków Bóg nas powołuje, zleca nam zadanie (powołanie), bo wie, że jeśli Go nie opuścimy, to damy radę. Bóg chce byśmy wzrastali i przez to zbliżali się do Niego. Jest bowiem w odpowiedzi na Boże powołanie wiara w Boga i w Jego rozwiązanie przygotowane dla mnie, dla mojego życia, jest akt odwagi i zaufania, jest trud realizacji czegoś wielkiego i autentycznego, przez co będę się spełniał jako człowiek i dziecko Boga. Jednocześnie otwiera się przede mną przyjaźń z Bogiem, bycie razem z Nim i tu, i w wieczności, moje uświęcenie. Jeśli Bóg stawia komuś wymagania, to także wspiera jego siły łaską– w tym przypadku łaską sakramentu małżeństwa. Sakramentalne małżeństwo to nie tylko ceremonia ślubna w kościele, lecz to łaska czyli Boża pomoc, która towarzyszy dwojgu ludziom na drodze ich małżeńskiego życia. Towarzyszy ona jednak tylko małżonkom i to tylko takim, którzy zdecydowali się na życie małżeńskie zgodne z Bożym zamysłem.
Św. Paweł mówi: „Wszystko mogę w Tym, Który mnie umacnia” (Flp 4, 13). Tej prawdy mogą doświadczyć także młodzi mężczyźni i kobiety, którzy zdecydują się na małżeństwo; jednak musi to być małżeństwo według Bożego zamysłu, a nie jakaś jego nieudolna ludzka kopia lub namiastka.