Katecheza 4

 
Ks. dr hab. Tomasz Kraj E.c.
Kapelan Stanowy Pomocniczy Rycerzy Kolumba w Polsce


O byciu Rycerzem Kolumba, cd.

Drodzy Bracia Rycerze!

Zanim przejdę do konkretnych treści (dobrych uczynków), którymi mamy zapełnić nasze życie, pozwólcie jeszcze, iż trochę dokładniej opiszę jego ramy. Wiemy już bowiem, że mamy naśladować Chrystusa, bo to winno być treścią chrześcijańskiego życia. Wiemy też, że nie potrafimy tego zrobić jedynie o naszych ludzkich siłach. Jednakże należy postawić pytanie, czym dla chrześcijanina, żyjącego w innej epoce niż Chrystus, oznacza Jego naśladowanie. Co ja właściwie mam robić? Na czym to naśladowanie ma polegać?
Inspiracją dla tych rozważań niech będą wskazania pochodzące od bł. Jana Pawła II, które zawarł on w swej książce (napisanej jeszcze gdy był Arcybiskupem Krakowskim) związanej z owocami Soboru Watykańskiego II, pt: „U podstaw odnowy. Studium o realizacji Vaticanum II”. Racja dla odwołania się do tego dzieła jest podwójna: po pierwsze przeżywać będziemy 50-tą rocznicę Soboru i po drugie chcemy się włączyć w dzieło nowej ewangelizacji, dlatego potrzebne jest nam zrozumienie, co sami mamy robić oraz do czego innych, zarówno przykładem, jak i słowem, mamy przekonywać.
Naśladowanie Chrystusa to zadanie związane z przyjęciem chrztu św. O tym, Kim jest Chrystus mówi nam właśnie obrzęd tego sakramentu. Mówi to w słowach, które kapłan wypowiada w momencie namaszczenia olejem Krzyżma św.: „Bóg Wszechmogący, Ojciec Pana naszego Jezusa Chrystusa, który cię uwolnił od grzechu i odrodził z wody i z Ducha Świętego, On sam namaszcza ciebie Krzyżmem zbawienia, abyś włączony w Lud Boży wytrwał w jedności z Chrystusem, Kapłanem, Prorokiem i Królem na życie wieczne.” W tych słowach jest powiedziane, że Chrystus jest Kapłanem, Prorokiem i Królem. Naśladować więc Chrystusa znaczy być kapłanem, prorokiem i królem lub mówiąc inaczej: każdy chrześcijanin ma w swoim życiu wypełnić potrójną misję, kapłańską, prorocką i królewską. Dlatego ta katecheza i kolejne dwie będą właśnie poświęcone temu zagadnieniu: co to znaczy, że ja jako chrześcijanin mam być kapłanem, prorokiem i królem? Odpowiedź na to pytanie przedstawimy jednak inaczej. Zaczniemy niejako od końca, ponieważ wtedy w całej pełni można zrozumieć sens tych powinności. Pierwsze rozważanie dotyczyć będzie królewskiej misji chrześcijanina.
Chrześcijanin tak jak Chrystus ma być królem. Król to ten, kto panuje. Tak więc chrześcijanin ma być tym, który panuje. Powstaje jednak pytanie, nad czym ja mam panować. Odpowiedź na to pytanie można znaleźć min. w pierwszym rozdziale Księgi Rodzaju, gdzie Bóg wzywa pierwszych rodziców (a wiemy, że słowa te, wypowiedziane „na początku”, odnoszą się do wszystkich ludzi), by czynili sobie ziemię poddaną (Rdz 1, 28). Człowiek ma władać ziemią, na której żyje. Dlatego ludzie od zaranie podjęli różnorodne prace: budują domy, drogi, uprawiają ziemię, hodują zwierzęta, wypełniając w ten sposób Boży nakaz. To, co widzimy na codzień, cała ludzka praca, to nic innego, jak wypełnianie Bożego nakazu, by czynić sobie ziemię poddaną. Oczywiście, żaden człowiek nie może uczynić sobie poddaną całej ziemi, ale może to uczynić z tą małą cząstką ziemi, gdzie przyszło mu żyć, mieszkać i pracować, gdzie Opatrzność Boża go postawiła wyposażając w stosowne talenty i uzdolnienia.
Jednakże władanie ziemią nie jest zupełnie dowolne. Jest ono związane z nakazem Boga i dlatego wszelkie nasze wysiłki, którym oddajemy się codziennie muszą respektować wolę Boga, Jego zamysł. To oznacza, że w tej małej cząstce ziemi, która nam przypadła, mamy dokonywać zmian, które są zgodne z wolą Boga. Nie jest to więc jakiekolwiek panowanie. Dlatego ten, kto niszczy drugiego człowieka, depcze jego godność, wyzyskuje bez miłosierdzia, pomimo tego, iż przynosi to niemały zysk nie spełnia królewskiej misji, do której jest zobowiązany każdy chrześcijanin; nie jest to naśladowanie Chrystusa Króla. Także ten, kto kradnie, oszukuje, wyłudza dodatkowe „wynagrodzenie”, nie spełnia swoich zobowiązań na przykład wobec klientów, pracując deprawuje innych – ten nie wypełnia swojego chrześcijańskiego zobowiązania (chociaż, jak zaznaczyłem, może mu to przynosić „niezły grosz”). Tak więc ludzka praca na jakimkolwiek stanowisku, to nie tylko wysiłek, by utrzymać rodzinę, zarobić pieniądze czy spełnić się, ale to dla chrześcijanina także wypełnienie jego królewskiej misji.
Jest wszelako jeden szczególny kawałek ziemi, w który mam wprowadzić Chrystusowy porządek, zagospodarować go dla Boga, gdzie jest to szczególnie trudne. Ten kawałek to jestem ja sam. Wprowadzić we własne życie Boży porządek, zdobyć się na trud nawrócenia: porzucić „starego” człowieka, pozbywać się własnych złych skłonności, pracować nad charakterem (pozbyć się lenistwa, małostkowości, egoizmu, nieopanowania itd.). Jest to praca chyba najtrudniejsza ze wszystkich; praca na całe życie. Na szczęście nie jesteśmy sami, bo Chrystus, jeśli Go nie odpychamy, zawsze nam towarzyszy i pomaga. On także przez swe sługi przypomina nam o naszych chrześcijańskich zobowiązaniach i on także, najczęściej przez posługę tych sług, obficie udziela nam swej łaski.
Powstaje jednak pytanie: w tej wielości różnych prac i zawodów są takie, które ludzie cenią bardziej, a inne mniej. Które z nich najbardziej ceni Bóg? Odpowiedź znajdziemy w nabożeństwie, które jest charakterystyczne dla Wielkiego Postu – w nabożeństwie Drogi Krzyżowej. Mamy w nim stację V: Szymon Cyrenejczyk pomaga nieść krzyż Panu Jezusowi, a zaraz po niej stację VI: św. Weronika ociera twarz Panu Jezusowi. Mamy dwie posługi, można rzec, dwie prace. Jedna większa, związana z dużym wysiłkiem, w jakimś sensie nawet spektakularna. Jest też i druga posługa: zwykłe otarcie twarzy. Chociaż trzeba było do tego pewnej odwagi, to sama czynność jest dość prosta i nie wymagająca wielkiego wysiłku. Tymczasem mówimy: Szymon i święta Weronika. Weronika jest święta, a nie Szymon. Jest tak dlatego, że Szymon został przymuszony do posługi, on sam nie chciał tego zrobić, a Weronika uczyniła to sama. Pobożność ludzi na to zwraca uwagę i oddaje tę różnicę: Bóg patrzy na serce. Można czynić zewnętrznie wiele, ale bez miłości i wydawałoby się, że niewiele, ale z wielką miłością. W wypełnianiu misji królewskiej wielką rolę odgrywa miłość.
Istnieje też i drugie rozróżnienie, które decyduje o wartości całego ludzkiego życia. Jest ono związane ze słowami Pana Jezusa zapisanymi w Ewangelii św. Mateusza: „gromadźcie sobie skarby w niebie, gdzie ani mól, ani rdza nie niszczą i gdzie złodzieje nie włamują się i nie kradną. Bo gdzie jest twój skarb, tam będzie i serce twoje” (Mt 6, 20n). Każdy dobry czyn jest złączony z zasługą, ale nie każda zasługa ma wartość wieczną. Tę wartość mają tylko te czyny, które spełniamy w stanie łaski uświęcającej. Dlatego zasadnym wydaje się pytanie: ile ja w ciągu roku żyję w stanie łaski uświęcającej? Wiem, że ona trwa w duszy od spowiedzi do pierwszego grzechu ciężkiego. Czyli ile to czasu w ciągu roku: kilka miesięcy, miesiąc, dwa, a może trzy tygodnie, albo tylko kilka dni? Problem nie jest w tym, że popełniamy grzechy, tylko w tym, że w tych grzechach nieraz trwamy, zamiast starać się odbudować w sobie stan łaski uświęcającej. Dlatego bywa, iż ci, którzy mają w zwyczaju przystępować do spowiedzi tylko od tzw. wielkich dzwonów (Boże Narodzenie i Wielkanoc), jak się zastanowią nad tym, ile czasu w ciągu 12 miesięcy żyją w łasce uświęcającej, to może się okazać, że może miesiąc, a może tylko kilka tygodni. Czy widziałeś kiedyś dobrze funkcjonującą firmę, gdzie efektywnie w ciągu roku pracuje się tylko parę tygodni? Odpowiedź jest oczywista. Problem w tym, że ja sam mogę się okazać taką „firmą”, przynajmniej z perspektywy mojej wieczności i skarbów, które sobie gromadzę w niebie.
Jako Rycerz Kolumba mam dobrym chrześcijaninem. Mam w sobie rozwijać dobro. Muszę też jednak wiedzieć, co mam robić i w jakim kierunku ten mój wysiłek ma iść. Być może teraz już wiem nieco więcej. Wiem, że treścią mego życia ma być wypełnianie chrześcijańskiego powołania, do którego należy min. misja królewska. Wiem już, co ona oznacza. Muszę więc prosić i zabiegać u Chrystusa, by mi błogosławił, by mnie obdarzył swą łaską, bym te moje zobowiązania wiernie wypełnił. On sam przypomina mi o potrzebie Jego bliskości, Jego pomocy, Jego łaski: „Ja jestem krzewem winnym, wy – latoroślami. Kto trwa we Mnie, a Ja w nim, ten przynosi owoc obfity, ponieważ beze Mnie nic nie możecie uczynić” (J 15, 5).