Katecheza 61

 
Ks. dr hab. Tomasz Kraj R.M.
Współkapelan Stanowy Rycerzy Kolumba w Polsce

Drodzy Bracia Rycerze,
punkt 29 Adhortacji „Familiaris consortio” w nawiązaniu do Konstytucji „Gaudium et spes” oraz Encykliki „Humanae vitae” przypomina cechy miłości małżeńskiej oraz stwierdza, że jest to nauka zarówno prastara, jak i wciąż nowa. Co znaczą te stwierdzenia?
Interesuje nas bardzo, co Kościół nauczający swych członków, mówi nam o małżeństwie. Jest tak dlatego, że to nauczanie wyznacza kryteria oceny tego życia. Innymi słowy: jeśli małżonkowie chcą wiedzieć, czy ich życie jest dobre czy choćby poprawne, to zestawiają je z nauką Kościoła, która mówi, jak owo życie ma wyglądać, by można je było uznać za dobre. Jeśli jadę samochodem gdzieś w nieznane, to chciałbym wiedzieć, że droga, którą jadę prowadzi do właściwego celu: wiem to gdy porównuję trasę, którą jadę z jej opisem, z pewnymi znakami, które świadczą, że wybrana przez mnie droga prowadzi do celu, który sobie obrałem. Takimi znakami dla drogi, którą jest życie małżeńskie, są pewne cechy charakterystyczne (dobrego) małżeństwa podawane przez Kościół. Oczywiście, zawsze jest możliwość, że będę miał własną wizję mojego małżeństwa (własną wizję drogi do celu), którą będę się kierował niezależnie od tego, co mówi Kościół lub wbrew temu, co on mówi. Jednakże wtedy, gdy pobłądzę lub co gorsza zderzę się z jakąś przeszkodą i zranię lub narażę życie moje i moich najbliższych na poważne niebezpieczeństwo – powinienem mieć pretensję do siebie samego, nie zaś do całego świata wokół mnie z wyjątkiem mnie samego.
Adhortacja mówi o miłości małżeńskiej (przywołując Encyklikę „Humanae vitae”), że jest to miłość ludzka: „Jest to przede wszystkim miłość na wskroś ludzka, a więc zarazem zmysłowa i duchowa. Toteż nie chodzi tu tylko o zwykły impuls popędu lub uczuć, ale także, a nawet przede wszystkim, o akt wolnej woli, zmierzający do tego, aby miłość ta w radościach i trudach codziennego życia nie tylko trwała, lecz jeszcze wzrastała, tak ażeby małżonkowie stawali się niejako jednym sercem i jedną duszą, i razem osiągali swą ludzką doskonałość.” (HV 9). Mówiąc najkrócej, w miłości małżeńskiej nie chodzi o jakieś niezrozumiałe wysublimowanie uczuć, które ma przenieść tę miłość na poziom wyłącznie duchowy. Encyklika stwierdza, że miłość ta winna obejmować całego człowieka, a więc zarówno jego ciało i zmysły, jak i jego sferę duchową. To jednak, że obejmuje ona całego człowieka nie oznacza, że istnieje zgoda na jakąś dysharmonię, która przejawiałaby się w dominacji sfery zmysłowej nad duchową.
Jest to bardzo ważne spostrzeżenie. Kościół nie naucza, że miłość małżeńska winna być niejako odczłowieczona, czyli że obecność sfery zmysłowej (cielesnej) czyni ją miłością grzeszną. Ta sfera ma swoje prawo bytu w ramach miłości małżeńskiej. To jednak nie oznacza, że małżonkowie mają się w swym postępowaniu kierować przede wszystkim zmysłowością (cielesnością) i w oparciu o nią modelować swą miłość: „nie chodzi tu tylko o zwykły impuls popędu lub uczuć”, lecz przede wszystkim o akt woli, o ludzki rozumny akt, którym małżonkowie winni się kierować i dzięki czemu ta ich miłość ma się rozwijać i wzrastać. Taki też obraz miłości małżeńskiej winni mieć przed oczyma kandydaci do małżeństwa. Odejście bowiem od tego spojrzenia i wybór własnej drogi bardzo często prowadzi do ludzkich nieszczęść. „ Bo oni się tak bardzo kochali przed ślubem … Cóż to było za uczucie …”
A potem, nieraz bardzo szybko poślubię, jest klęska. Gdzie leży przyczyna? Często właśnie w przesunięciu akcentu w stronę popędu i uczuć. Natomiast sfera rozumna, rozumnego aktu woli, opierającego się na rozeznaniu zarówno celów, jak i sensu małżeństwa oraz realiów życia zostaje jakoś zapoznana, nie jest brana pod uwagę, bo jakoś to będzie … i często, niestety, jest źle.
Nauka o małżeństwie, o miłości małżeńskiej, jak stwierdza Adhortacja, jest zarazem prastara, jak i nowa. Prastara jest dlatego, że małżeństwo jest prastare i jest ono głównym sposobem życia ludzi od samego początku człowieka, jego istnienia. Człowiek się nie zmienia tak, by można stwierdzić, że wielkie dzieła sztuki, dramatu, poezji czy prozy, odnoszące się do miłości małżeńskiej, a nade wszystko pouczenia płynące z Objawienia Bożego, przestały być dla nas zrozumiałe; że człowiek tak się zmienił, iż wymogi życia małżeńskiego proponowane od wieków stały się niezrozumiałe.
Jest to zarazem nauka nowa, ponieważ za każdym razem dotyczy ona ludzi, którzy dorastając i myśląc o małżeństwie jako swojej drodze życiowej, spotykają się z nią po raz pierwszy. Dla nich to nowość. Jest to też nowość dla tych, którzy już swą przygodę małżeńską lub quasi małżeńską rozpoczęli w oparciu o jakieś inne, np. bardziej „nowoczesne” zasady, które się w ich przypadku nie sprawdziły i wreszcie znaleźli tę właściwą receptę na udane życie, „nową” receptę.
Pragnę na koniec zwrócić uwagę na fakt, że nauka Kościoła odnośnie małżeństwa nie ulega zmianie. Dzieje się tak pomimo licznych zarzutów, że jest ona stara, niedzisiejsza, konserwatywna, wręcz „nieludzka”. Ona się nie zmienia, ponieważ jest oparta na prawdzie o człowieku i małżeństwie, a ta prawda nie ulega zmianie. Jednocześnie zwróćmy uwagę na precyzję tego nauczania. Jest tu mowa o tym, co czyni miłość małżeńską ludzką; że są w niej elementy zarówno duchowe, jak i cielesne: zmysłowość i uczucia. Jednakże obecność elementów cielesnych, ich akceptacja w ramach tej miłości, nie oznacza, że to one wyznaczają jej kierunek. Wyznacza go akt woli człowieka, który pragnie kochać i życie swe złożyć w darze współmałżonkowi.