Wspomnienia z ŚDM w Panamie

Kuba, jeden z braci Rady nr 15523 w Czeladzi, poleciał do Panamy na Światowe Dni Młodzieży. Oto jego relacja.

Po długiej podróży samolotem dotarliśmy do Panamy. Pierwszy nocleg spędziliśmy w gościnnej rodzinie w miejscowości oddalonej od naszego celu o około 5 godzin jazdy autobusem. Gospodarze otoczyli nas staranna opieką i dawali nam wiele wskazówek. Tuż przed dojazdem do Pesé powiedzieli, że do samego miasta wjedziemy w eskorcie policji, co było dla nas dość zaskakujące. Jednak nie spotkaliśmy się z żadnym zagrożeniem.
Gdy w końcu po długiej drodze dotarliśmy do centrum Pesé, w którym mieliśmy spędzić najbliższy tydzień, okazało się że przywitać nas przyszło całe miasto. Mimo późnej godziny wszyscy śpiewali, tańczyli i cieszyli się z tego, że w końcu jesteśmy z nimi i mogą nas gościć. Mimo faktu, że Pesé było małym miasteczkiem było przygotowane na 800 osób. Okazało się że przyjedzie tam tylko 150, więc mieszkańcy podzielili nas w taki sposób, że każdy z nas był sam u innej rodziny. Każdy dzień był bardziej zaskakujący od poprzedniego. Nasi gospodarze organizowali nam czas codziennie i zawsze w trosce o nasze bezpieczeństwo. Chodziliśmy w eskorcie policji, mimo iż my czuliśmy się w tym miejscu bezpiecznie i zawsze było widać że jesteśmy bardzo mile widziani.

Warto wspomnieć, że jeśli Panamczycy umawiają się na konkretną godzinę, jest to bardzo luźno rozumiane i trzeba się liczyć z tym że mogą się na nie spóźnić. Nikt się nie śpieszy i wszędzie widać to, że ludzie podchodzą do wszystkiego na luzie. My jako przedstawiciele wszędzie pędzącej Europy musieliśmy się przestawić na ich styl życia, ale w tamtych warunkach nie jest to nic trudnego. Mieszkańcy Pesé na pewno lubią jedno a mianowicie.... taniec. Tańczą wszyscy i wszędzie nawet podczas eucharystii lub podczas adoracji najświętszego sakramentu. Kiedy po raz pierwszy poszliśmy do szkoły na obiad witała nas orkiestra i wielu ludzi. Pani dyrektor szkoły witała nas machając flagą i oczywiście tańcząc. A jeśli chodzi o jedzenie to jest dość odmienne od naszego polskiego. Na śniadanie niejednokrotnie dostałem smażone mięso. Warto też zaznaczyć, że u nas ziemniaki są traktowane raczej jako dodatek do posiłku, tam natomiast jako warzywo. Zdarzało się, że dostałem mięso przesmażone, a następnie uduszone z ziemniakami, a jako dodatek do posiłku dostałem ryż. Ciekawym też jest fakt, że mają kilka rodzajów banana. Jeden z nich nie jest traktowany jako owoc, trzeba go usmażyć i wtedy powstają jakby frytki.

Dla Panamczyków bardzo ważna jest tradycja. Widać że ją bardzo pielęgnują. Nawet małe dzieci potrafią tańczyć ich narodowe tańce, przebrane w stroje ludowe tańczyły dla nas kilkukrotnie. Trzeba przyznać, że Panamczycy przyjęli nas jak rodzinę, od momentu gdy weszliśmy do ich domu staliśmy się ich dziećmi i opiekowali się nami najlepiej jak umieli. Co prawda, często pojawiały się problemy z komunikacją ponieważ mówili tylko po hiszpańsku, a my głównie po angielsku, ale dzięki obecnej technologii udało nam się komunikować.

Wiele osób utrzymuje te kontakty nadal. Każda rodzina chciała nas przyjąć najlepiej jak tylko umiała i podzielić sie z nami wszystkim czym tylko mogli. Trzeba przyznać, że mimo iż byliśmy u nich tylko 5 dni wszystkim było smutno w momencie kiedy wyjeżdżaliśmy do Panama City. Mimo wszystko wyruszyliśmy w dalszą drogę, czekając na nowe wrażenia z tego jakże pięknego kraju.

W Panama City widać bardzo wielki przekrój bogactwa społeczeństwa, z jednej strony widać wielkie drapacze chmur i piękne domy, a z drugiej bardzo biedne domy i praktycznie rozpadające się budynki. W stolicy zbierało się coraz więcej młodzieży z całego świata. Każde spotkanie z ludźmi było przyjemnym doświadczeniem. Jeszcze nigdy nie widziałem tylu różnych flag i nie słyszałem tylu różnych języków na raz. Ponieważ byliśmy w nowym miejscu, mieszkaliśmy u nowych rodzin i to właśnie u nich spędziliśmy resztę czasu w Panamie.

Tematem tegorocznych światowych dni młodzieży było "oto ja, służebnica pańska niech mi się stanie według słowa Twego". Patrząc na to z jak wielkim szacunkiem Ameryka Południowa obdarza Maryje jest to w pełni uzasadnione. W Panamie najsławniejsza jest Santa Maria La Antigua, czyli po polsku Święta Maryja Starsza. Nawet katedra w Panama City jest Jej poświęcona.
Na Światowych Dniach Młodzieży pierwszym ważnym wydarzeniem była Msza św. koncelebrowana przez biskupa Panamy José Domingo Ulloa Mendieta. Można było dostrzec jak wielu młodych przybyło, choć jeszcze nie dojechał następca św. Piotra.

Ojciec Święty przybył do nas w czwartek i na bulwarze Cinta Costera nastąpiło nasze pierwsze spotkanie. W piątek w tym samym miejscu spotkaliśmy się z papieżem Franciszkiem na drodze krzyżowej. Warte uwagi jest to, że były tam inne stacje niż w Polsce. Nasze kolejne spotkanie z Papieżem nastąpiło na Campo San Paulo II, gdzie odbyło się całonocne czuwanie i Masza rozesłania. Papież przypomniał, że przybycie do Panamy oznaczało dla wielu młodych sporo wyrzeczeń, aby się spotkać i „stać się w ten sposób prawdziwymi mistrzami i budowniczymi kultury spotkania”. Mimo różnego koloru skór i różnych języków było widać, że wszyscy wierzymy w tego samego Boga i chcemy mu zawierzyć wszystko. W każdym miejscu było widać, że Bóg jest blisko nas. Papież Franciszek umocnił każdego z nas mówiąc, że jesteśmy "Bożym teraz". Po tym wszystkim nadeszła ta chwila - oficjalnie zakończyły się Światowe Dni Młodzieży.

Dla nas jednak to nie oznaczało końca naszej przygody. Mieliśmy jeszcze kilka dni na zwiedzenie Panamy. Pierwszym co chcieliśmy zobaczyć to oczywiście Kanał Panamski. Dopiero w momencie gdy stanęliśmy przy śluzach, zobaczyliśmy jak to jest wielkie i jak skraca czas oraz zmniejsza wydatki w transportowaniu. Przepłynięcie przez kanał kosztuje około 100 tys. dolarów, natomiast opłynięcie Ameryki to kwota prawie 1 mln. dolarów.
Następnie przyszedł czas na chwilę odpoczynku. Czas zobaczyć jak wygląda jeden i drugi ocean. Aby to sprawdzić jednego dnia pojechaliśmy nad Morze Karaibskie, które łączy się z Oceanem Atlantyckim. Natomiast drugiego popłynęliśmy na wyspę o nazwie Taboga na Oceanie Spokojnym.

Ostatni dzień spędziliśmy na kupowaniu pamiątek dla naszych rodzin i przyjaciół. W piątek z samego rana znaleźliśmy się na lotniku, z którego rozpoczęła się nasza droga powrotna do Polski. Było to na prawdę bardo trudne do opisania doświadczenie. Każda osoba, która tam była na pewno się ze mną zgodzi. Radość, wiara i to w jaki przyjazny sposób podchodzą do siebie kompletnie obcy sobie pielgrzymi są niezwykłe. Teraz te niezwykłe doznania duchowe, które zdobyliśmy w Ameryce trzeba przekazać całej Europie. Za 3 lata kolejna radość popłynie na świat - tym razem z Lizbony, gdzie odbędą się kolejne ŚDM.