Katecheza 64

„Stańcie w wyłomie” – cz. 1

Vivat Jezus!
Czcigodni Kapelani i Bracia w Rycerstwie.

W czasach Chrystusowych apostołowie i pierwsi wyznawcy Chrystusa mieli świadomość, że idąc za Chrystusem wchodzą na całkowicie nową drogę - drogę sprzeciwu wobec wszystkiego, czym żył ówczesny świat zarówno w kulturze i religii pogańskiego Rzymu, a także Starego Przymierza Izraela.
Znaki autentycznej wiary wypisanej w sercu, a nie literze prawa były świadectwem, które wstrząsało swoją autentycznością i świeżością.
Obrona prawdy aż do męczeńsko przelewanej krwi, budziły podziw, zmuszały do refleksji i przyciągały nowych wyznawców.
Dziś to chrześcijaństwo stworzyło rzeczywistość, w której żyjemy na co dzień, nie zauważając w niej wartości ewangelicznych .
Ten świat atakowany jest przez sekularyzację, która niszczy nasze rodziny, podkopuje fundamenty godności kobiety i mężczyzny, szacunku do życia i zasady moralności.
Walka dwóch światów, dwóch cywilizacji, jak nauczał św. Jan Paweł II – cywilizacji miłości i cywilizacji śmierci, nie mogłaby mieć miejsca, gdyby nie wielkie spustoszenie w życiu duchowym chrześcijan.
Konsumpcyjny świat zabija w ludziach myślenie o Bogu i życiu wiecznym, ludzie żyją jakby Bóg nie istniał, a przez to wprowadza rozwodnienie zasad moralnych i powoduje brak odpowiedzialności za innych, a ostatecznie nawet za siebie. To sprawia, że żyjemy tylko chwilą, bez myślenia o konsekwencjach.
Trzy lata temu jeden z młodzieńców w mojej Parafii zapisał się do grupy przygotowania do Sakramentu Bierzmowania, po czym przez 8 miesięcy nie dał znaku życia poświęcając czas na spotkania z dziewczyną. Pokazał się ponownie na spowiedzi przed Bierzmowaniem bardzo zdziwiony, że nie ma go na liście. Zapytany czego się spodziewał, odpowiedział – Myślałem, że jakoś to będzie. No i to „jakoś” go zaskoczyło. Nie spodziewał się konsekwencji.
Ostatecznie do tej pory nie przyjął tego Sakramentu.
Życie złudzeniami to największe kłamstwo, które usypia naszą czujność.
„Nie łudźcie się! Ani rozpustnicy, ani bałwochwalcy, ani cudzołożnicy, ani rozwiąźli, ani mężczyźni współżyjący ze sobą, ani złodzieje, ani zachłanni, ani pijacy, ani oszczercy, ani zdziercy nie otrzymają królestwa Bożego.” 1 Kor 6, 9-10

Dlatego dziś potrzeba budzenia czujności, być może tak jak robił to św. Jan Vianney budząc życie religijne swoich parafian, mówiąc bardzo wyraźnie o szatanie, piekle i możliwości potępienia.
Sukcesem szatana jest to, że daliśmy się przekonać, iż działający w świecie szatan i piekło nie istnieją, lub nie warto o nich myśleć.
Przecież „Jakoś będzie”.
Niepełny, powierzchowny katolicyzm opiera się jedynie na pustej tradycji i kulturze, stawia wymagania moralne, a nie daje ani duchowej siły, ani radości żywej wiary.
Takie pozory wiary mają tragiczny wpływ na rodzinę i jej życie duchowe. Taka religijność doprowadza do całkowitego odejścia od Kościoła już w następnym pokoleniu.
Wielu ludzi nie widząc wyraźnego świadectwa wiary w Kościele, odchodzi, tak naprawdę nie poznawszy prawdziwego Kościoła. Odchodzą od niezrozumiałych dla siebie wymagań moralnych, nie do zrealizowania o własnych siłach.
Musimy przyznać, że jest to skutek kryzysu życia religijnego w rodzinach i marginalizacji roli mężczyzny.
Mężczyzna w Polsce przy zmianach gospodarczych i społecznych dał się sprowadzić do roli zaopatrzeniowca w potrzebne do życia środki finansowe, a utracił rolę lidera. To zjawisko potęguje jeszcze emigracja zarobkowa czy praca na dodatkowe etaty. Nadmierne zaangażowanie w pracę sprawia, że mężczyzna sam chętnie zwalnia się z reszty swoich obowiązków, wynikających z roli mężczyzny jako głowy rodziny i wzoru dla młodego pokolenia. Dziś zamiast wzoru staje się kumplem dla swoich dzieci nie wychowując ich i nie przekazując im religijnych wartości, ponieważ sam powoli przestaje nimi żyć.
Osłabiona rodzina jest łatwym łupem dla działań szatana i jest wystawiona na wiele pokus.
W następstwie słabości moralnej odsuwamy się od Kościoła, który kojarzy się z wyrzutem sumienia i wsiąkamy w świat rządzony przez grzech, który oferuje nam łatwą, choć fałszywą przyjemność bez odpowiedzialności.
Oczywiście zawsze Chrystus daje nam możliwość nawrócenia, powstaje jednak pytanie czy będzie gdzie wracać, jeśli świat tak szybko się sekularyzuje zwalczając obecność Kościoła.
Arcybiskup Chicago kard. Francis George (zm.2015 r.) powiedział: Ja prawdopodobnie umrę jeszcze w łóżku, mój następca umrze w więzieniu, a jego następca zginie śmiercią męczeńską na oczach społeczeństwa. Następca biskupa męczennika zajmie się zbieraniem kawałków potłuczonego społeczeństwa i będzie pracował nad odbudową cywilizacji, tak jak to Kościół czynił już wiele razy.
Wypowiedź Arcybiskupa to w pewnym sensie uwspółcześnienie historii Izraela opisane w księdze Ezechiela.
Ta historia nie musi się powtórzyć. Jeśli znajdą się mężowie, którzy w swojej postawie będą gotowi stanąć w wyłomie. Którzy przeżycie wiary będą traktować jako swoją misję i wyzwanie. Którzy w wierze będą szukać swojej siły, by przeciwstawić się działaniu szatana w dzisiejszym świecie i nie pozwolą na zniechęcenie czy dezercję w prywatny świat. Którzy dadzą świadectwo osobiste i rodzinne, jak żyć w cieniu Bożej obecności.
Niech zachętą w budowie takiej postawy będzie król Polski Jan III Sobieski, który w 1863 roku pod Wiedniem stanął na czele 70 tys. sprzymierzonej armii przeciw wielokrotnie większej armii tureckiej, kiedy Wiedeń oblegało ok. 300 tys. najeźdźców. Dowódcy wojsk sprzymierzonych czekali, aby poznać jego strategię. Król jednak przedstawił im ich tragiczne położenie i wezwał do modlitwy na kolanach o cud. To był pierwszy krok jego strategii.
Dlatego po zwycięstwie mógł napisać do Papieża - „przybyłem, zobaczyłem, Bóg zwyciężył.”
Dziś oficerowie z akademii wojskowej West Point przyjeżdżają na wzgórze Kahlenberg by uczyć się strategii wojennej. Wtedy trafiają do polskiego kościoła z obrazem Matki Bożej Częstochowskiej. Niech to będzie najlepsza dla nas szkoła życiowej strategii.

ks. kan. Wiesław Lenartowicz
Kapelan Stanowy Pomocniczy