Katecheza 12

 
Ks. dr hab. Tomasz Kraj E.c.
Kapelan Stanowy Pomocniczy Rycerzy Kolumba w Polsce

Drodzy Bracia Rycerze,

Punkt 5. Adhortacji Familiaris consortio dotyczy prawdy o rodzinie i jej rozpoznawania a także roli Urzędu Nauczycielskiego Kościoła w prowadzeniu uczniów Chrystusa zgodnie z poznaną prawdą i ku jej pełni. Prawda ta dotyczy min. małżeństwa i rodziny. Adhortacja zwraca uwagę, iż wielką rolę odgrywa tu Duch Święty, na którego wyznawcy Chrystusa powinni być nieustannie otwarci. Owo otwarcie na Ducha pomaga zarówno w poznaniu, jak i przyjęciu prawdy. Kościół w oparciu o kryteria ewangeliczne dokonuje własnej oceny otaczającego świata. Ta ocena nie jest jednak dziełem jedynie pasterzy Kościoła tak, jakby to oni jedynie stanowili Kościół (co jest istotnym elementem przekazu mediów atakujących Kościół, który przedstawiany jest właśnie tak, jakby tylko pasterze go stanowili a ludzie świeccy pozostawali w stosunku do niego w jakimś luźnym związku i mogli sobie wybierać z przesłania głoszonego przez pasterzy to, co im akurat pasuje – najlepiej to, co sugerują owe media). Także wierni świeccy wezwani „do wyjaśniania i wprowadzania ładu do rzeczywistości doczesnej według zamysłu Boga Stwórcy i Odkupiciela, mają z racji właściwego im powołania szczególne zadanie odczytywania w świetle Chrystusa dziejów tego świata.”

Obserwatorzy współczesnych zmagań pomiędzy tymi, którzy uznają prawdę przyniesioną przez Chrystusa, a tymi którzy zachowują wobec niej obojętność lub ją zwalczają zauważają, że zasadniczy bój toczy się dziś w mediach i poprzez media. Dlatego należałoby zwrócić uwagę na pewien ważny aspekt przekazu informacji w nieżyczliwych nam mediach. Zwraca na niego uwagę Jan Paweł II właśnie w 5. punkcie swej Adhortacji: „’Nadprzyrodzony zmysł wiary’ nie polega jednak wyłącznie i koniecznie na wspólnym odczuciu wiernych. Kościół, idąc za Chrystusem, naucza prawdy, która nie zawsze jest zgodna z opinią większości”. Prawda nie zawsze jest zgodna z opinią większości. Te słowa wydają się kluczowe, zwłaszcza w sprawach moralnych.

Gdy weźmiemy pod uwagę przekaz medialny (mediów świeckich), to można zauważyć, jaką wagę przywiązują one do badań statystycznych, różnego rodzaju badań opinii publicznej. Pasterze Kościoła tymczasem nie poświęcają im takiej uwagi. Dlaczego? Dlatego, że zdanie większości (zwłaszcza w kwestiach moralnych) nie jest żadnym gwarantem, iż ta większość ma rację. Odnosi się to zwłaszcza do takiej sytuacji, w której media zatraciły charakter służebny wobec prawdy a skoncentrowały się na formacji swoich odbiorców i przekonywaniu ich do racji i światopoglądu reprezentowanego przez dane medium. Ponieważ istnieje pewna podatność ludzi na manipulację (zwłaszcza gorzej orientujących się w tym, jak funkcjonuje owa rzeczywistość medialna), stosunkowo łatwo można osiągnąć nawet krótkotrwały efekt w postaci „przekonanych” odbiorców, którzy zgodnie z zamysłem danego medium odpowiedzą na kolejne badanie „opinii publicznej”.

Ludzkie przekonanie (o czym wiemy z poprzednich katechez) nie stwarza jednak rzeczywistości, także tej moralnej. Dlatego nie jest w stanie jej zmienić. To, co dobre i to, co złe istnieje niezależnie od tego, co my o tym sądzimy. Błędne rozpoznanie (z powodu niewiedzy lub medialnej manipulacji) niesie jednak ze sobą ryzyko pójścia w niewłaściwym kierunku, wyrządzenia komuś krzywdy, zranienia siebie samego i potrzeby dźwigania tych ran nieraz przez długi czas. Jezus Chrystus nie chce tego dla swoich uczniów, czyli dla nas wszystkich, którzy do Niego należymy przez chrzest, który przyjęliśmy. Dlatego podążanie za prawdą, a nie za tym, co prawdę udaje, ma takie duże znaczenie.

Wobec owego zamętu, którego świadkami jesteśmy dziś w Polsce, możemy się czuć zagubieni. Jest jednak proste rozwiązanie dla uczniów Chrystusa, odnoszące się jak najbardziej do Roku Wiary i będące pięknym świadectwem owej wiary. „Kto was słucha, Mnie słucha, kto wami gardzi, Mną gardzi” (Łk 10). Słowa te odnoszą się do Apostołów Chrystusa i do ich następców: pasterzy Kościoła. Chociaż propozycje, które rysują przed nami pewne media są bardzo ponętne, to jednak właśnie owo otwarcie na Ducha Świętego i posłuszeństwo będzie nam samym pomagać rozpoznać prawdę a świadectwo to będzie sprzyjało przekazywaniu jej innym, między innymi tym, którzy być może jakoś się już pogubili.

Katecheza 13

 
Ks. dr hab. Tomasz Kraj R.M.
Kapelan Stanowy Pomocniczy Rycerzy Kolumba w Polsce

Drodzy Bracia Rycerze!

Punkt kolejny omawianej Adhortacji Apostolskiej „Familiaris consortio” zwraca szczególną uwagę na rolę osobistej odpowiedzi na zaproszenie ze strony Chrystusa. „Historia nie jest po prostu procesem, który z konieczności prowadzi ku lepszemu, lecz jest wynikiem wolności, a raczej walki pomiędzy przeciwstawnymi wolnościami, czyli — według znanego określenia św. Augustyna — konfliktem między dwiema miłościami: miłością Boga, posuniętą aż do wzgardy sobą i miłością siebie, posuniętą aż do pogardy Boga.” (FC 6). W okresie Bożego Narodzenia przeżywamy tajemnicę ukrytego przyjścia Boga na ten świat i Nowy Rok, które niosą ze sobą przesłanie odnowy: odnowy naszej wiary, naszego zaangażowania w nią, odcięcia się od tego, co było w przeszłości, w minionym roku, a czego moglibyśmy się wstydzić. Odnowa ta ma się jednak dokonać według pewnego „klucza”. Jest on nam, którzy nie widzimy jeszcze Boga twarzą w twarz, dany przez św. Jana Apostoła, który w swoim Pierwszym Liście zawarł takie słowa: „Kto nie miłuje brata swego, którego widzi, nie może miłować Boga, którego nie widzi” (1J 4, 20).

Tak więc odnowienie wiary i miłości do Boga wymaga odnowienia relacji do bliźniego. Do którego bliźniego? Być może do żony, do brata lub siostry, może do dzieci, do kogoś z krewnych, z którymi może się gniewam, do moich kolegów z pracy, może do tych, którzy czegoś ode mnie oczekują, a ja bez wygórowanego wynagrodzenia nie chcę im tego udzielić. Różne są sytuacje w życiu i nie sposób ich tu wszystkich wymienić. Każdy jednak z nas ludzi dorosłych (a takimi są wszyscy Rycerze) żyje w jakimś środowisku, wśród ludzi, gdzie na pewno nie wszystko się układa i gdzie można jeszcze wiele zrobić, by być świadkiem Nowonarodzonego. Ta odnowa ma też wielkie znaczenie dla nas samych, ponieważ nasz rozwój zwłaszcza duchowy zależy właśnie od naszej relacji do bliźniego, ale takiej relacji, w której świadczymy mu dobro nie ze względu na niego samego (lub na korzyść, niekoniecznie materialną, którą on nam przyniesie), ale ze względu na Boga, w Którego wierzymy i Którego miłujemy. W ten też sposób także realizujemy własne człowieczeństwo według recepty przypomnianej nam przez Sobór Watykański II w Konstytucji o Kościele w Świecie Współczesnym: „człowiek będąc jedynym na ziemi stworzeniem, którego Bóg chciał dla niego samego, nie może odnaleźć się w pełni inaczej jak tylko poprzez bezinteresowny dar z siebie samego” (KDK 24).

Jest to przesłanie, które po raz kolejny niesie ze sobą dla nas Boże Narodzenie. Ktoś może powiedzieć: „ładna teoria”, „ładnie powiedziane”. Rzecz w tym, że to jest jedyna recepta na życie prawdziwie chrześcijańskie w tym czasie i w tych miejscach, gdzie przyszło nam żyć. Nie należy więc podchodzić do tego zadania z dystansem, na zasadzie: próbowałem już wiele razy i wyszło jak wyszło. Każdego z nas stać na więcej. Trzeba jedynie pamiętać o dwóch rzeczach. Pierwsza to świadomość, iż jesteśmy w drodze. Życie człowieka jest jak droga, a więc nie od razu osiąga się cel. W drodze nieustannie zbliżamy się do celu, a to, że jeszcze go nie osiągnęliśmy, nie może nas zniechęcać. Na pewno jest też wiele dobra, które dokonało się dzięki nam, a może nawet dzięki naszej przynależności do Rycerzy Kolumba. To trzeba widzieć i nie zrażać się wiedząc, iż podobne rozterki przeżywali wszyscy naśladowcy Chrystusa. Wystarczy przypomnieć odpowiedź, którą usłyszał św. Paweł: „Wystarczy ci mojej łaski. Moc bowiem w słabości się doskonali” (2Kor 12, 9). Tak więc zostaje nam „poszukiwanie” łaski – i z nią związana jest druga ważna rzecz, o której nalezy pamiętać. Przybliża ją nam rozmowa św. Jana Vianneya, proboszcza z Ars, który widywał wielokrotnie pewnego starszego człowieka z Ars, który przychodził do kościoła i u jego drziw klękał na dłuższą chwilę patrząc w stronę tabernaculum. Zafrapowany tym zjawiskiem proboszcz zapytał kiedyś owego mężczyznę, co takiego mówi Bogu w czasie tych wizyt. Mężczyzna ów odpowiedział: „Nic. Ja patrzę na Pana, a on na mnie.” Z tej obecności u Chrystusa czerpał on siłę do swego życia chrześcijańskiego, do miłowania, I nie tylko on, albowiem takie jest doświadczenie wszystkich świętych. Kiedy więc myślimy, gdzie szukać łaski, to ten mężczyzna z Ars, może być naszym przewodnikiem. Postawa go naśladująca byłaby także odpowiedzią na wyzwanie rzucane wierzącym przez świat wrogi Bogu, który to świat chce, byśmy nie mieli czasu na skupienie, byśmy nie mieli wolnego czasu dla Boga, by wszystko, nawet w te szczególne święta były w nieustannym pośpiechu, niemalże w galopie. Dlatego warto może zastanowić się w kontekście przeżywanego właśnie okresu Bożego Narodzenia, kiedy przychodzę do kościoła na Mszę św. i kiedy z niej wychodzę. Czy mam dla Boga chwilę czasu przed Mszą św. i po niej, albo czy mam go, by w ciągu tygodnia na chwilę wejść do kościoła, choćby do kruchty? Czy nie mógłbym tak, jak ów mężczyzna z Ars, być przewodnikiem do skarbca Bożej łaski, najpierw dla moich w domu, a potem także dla innych?

Katecheza 15

 
Ks. dr hab. Tomasz Kraj R.M.
Kapelan Stanowy Pomocniczy Rycerzy Kolumba w Polsce

Drodzy Bracia Rycerze!

Przeżywamy szczególny czas w historii Kościoła Powszechnego. Zachęcam do modlitwy za ustępującego Ojca św. Benedykta XVI i o światło Ducha Świętego przy wyborze jego Następcy. Pragnę jednocześnie kontynuować nasze rozważania poprzez kolejną katechezę.

Temat podjęty w poprzednim razem a dotyczący roli mediów w dokonujących się przemianach obyczajowych wymaga jeszcze pewnej naszej uwagi. W grę wchodzą dwa zagadnienia. Pierwszym jest sposób funkcjonowania mediów, które żyją z reklam, a drugim poruszany dziś coraz częściej temat upadku etosu dziennikarza.

Media prywatne, a takie są największe polskie przedsiębiorstwa medialne, żyją z reklam. Dlatego posiadają one specyficzny sposób funkcjonowania. Jako przedsiębiorstwa nastawione są na zysk i ich funkcjonowanie temuż celowi jest podporządkowane. Należy sobie z tego zdawać sprawę i nie łudzić się, że treści, które nam prezentują mają na celu nasze dobro. Nic takiego. Celem jest dobry wynik finansowy i nowe kontrakty z reklamodawcami. Nowe kontrakty z kolei będą wtedy, kiedy reklama będzie skuteczna, kiedy przyniesie reklamodawcy zysk. Kiedy tak będzie? Kiedy ludzie kupią to, co jest reklamowane. Dlatego, jak podkreśla M.G. Winkler, jedna z autorek opisujących funkcjonowanie mediów, reklama nie jest nigdy celebracją przyjemności samej w sobie. Kreśli ona przed odbiorcami miraż, wspaniały obraz samego siebie, ale możliwy do osiągnięcia dopiero po kupieniu tego, co reklamowane. Mówi się, że obraz z reklamy kradnie czyjąś miłość samego siebie albo takiego jakim się chce być i oferuje tę tożsamość z powrotem za cenę reklamowanego produktu. Jest to manipulacja wykorzystująca zdobycze psychologii.
Tym zabiegom towarzyszą inne, nie mniej wyrafinowane. Zapytuję czasem moich studentów, kiedy ostatni raz widzieli w telewizji film będący pochwałą wierności małżeńskiej, wierności przyjętym zobowiązaniom, honorowi. Prawie nikt nie pamięta takiego filmu. Zwykle jest na odwrót: są filmy, gdzie przystojny amant lub piękna aktorka, po stronie których jest sympatia widzów, grają osoby po tzw. przejściach: trzeci mąż, dziesiąta kochanka i jest bardzo sympatycznie, zachęcająco. W ten sposób „przemyca” się pewne wzorce, a ponieważ są to w praktyce jedyne ukazywane postawy, to odbiorca zaczyna nabierać przekonania, że są to postawy dominujące, tzn. że inne postawy (czyli właśnie te tradycyjnie chrześcijańskie) są jakimś wyjątkiem i odstępstwem od reguły.

Dlaczego jednak przyjęcie takich wzorców jest na rękę reklamodawcom. Jest tak dlatego, że tylko na filmie jest to atrakcyjny sposób życia. W rzeczywistości jest inaczej. Rozwód, rozstanie małżonków, to zwykle duża rana psychiczna, uraz, który wpływa destrukcyjnie na człowieka. Jeśli takich urazów jest więcej, człowiek staje się nieczuły na przyjaźń, na miłość. Następuje w nim pewna dezintegracja osobowości; człowiek zatraca poczucie tego, co w życiu najważniejsze, co warto dla czego poświęcić, pojawia się samotność i pustka. Tę pustkę stara się on czymś zapełnić. W ten sposób staje się on idealnym klientem. Reklama daje miraż szczęścia i spełnienia: „kup a się przekonasz!”. Człowiek kupuje i przekonuje się, że to nie to, czego szukał. Więc pojawia się inna propozycja i kolejna, i tak bez końca.

Drugi powód, dla którego warto zatrzymać się i dokonać pewnej refleksji nad funkcjonowaniem mediów w Polsce, to rola, jaką zaczynają przybierać dziennikarze i ich media. Najczęściej nie służą one już dziś do informowania o faktach lecz do formowania naszego osądu o tych faktach. Informacje nie są więc podawane w sposób obiektywny lecz po to, by służyły ilustracji i udowodnieniu z góry założonej tezy o charakterze politycznym, ekonomicznym czy obyczajowym. Przekaz jest specyficznie skonstruowany: wielkie wartości bywają banalizowane i wyszydzane (nade wszystko wartości związane z Ewangelią), osoby niewygodne i niezgadzające się z tezami „dziennikarskimi” są obrażane a przekaz spłycony i przypominający pogoń za tanią sensacją, którą ludzie dawniej znajdowali jedynie w tzw. brukowcach. Przekaz taki mamy w stacjach telewizyjnych, gazetach, w tym tzw. opiniotwórczych oraz przede wszystkim w Internecie. Natomiast poza mediami kościelnymi i nielicznymi wyjątkami (oraz mediami specjalistycznymi) przekaz wartości humanistycznych w popularnych polskich mediach ustał.

Co więc robić? Jaką postawę wobec takiego stanu rzeczy ma zająć katolik i Rycerz Kolumba? Przede wszystkim wyszukiwać niezatrute tymi chorobami media. Zadać sobie trud, by poszukać wokół siebie te gazety, strony internetowe, stacje radiowe czy telewizyjne (mam na myśli głównie telewizję satelitarną), o których wiemy, że z szacunkiem traktują człowieka i prawdę. Je popierać poprzez ich kupowanie i korzystanie z nich. Nie korzystać z zatrutych źródeł informacji (owszem, można się zorientować, co w nich jest, ale też wiedzieć jak należy te informacje odczytywać, tj. przez kogo są one podawane i w jakim celu oraz jaki jest stosunek danego medium do naszych, chrześcijańskich wartości). Wreszcie, należy się modlić za ludzi mediów. Nawet, jeśli są oni naszymi zdeklarowanymi wrogami, to pamiętajmy, że Kościół nakazuje także modlitwę za nieprzyjaciół.

Przeżywamy Wielki Post i zastanawiamy się nad jakąś formą usprawnienia naszej wiary i nad jakimiś dobrymi uczynkami, które staną się owocem naszego nawrócenia. Niech jednym z naszych postanowień będzie refleksja nad tym, jak korzystam z mediów, z jakich mediów korzystam oraz postanowienie, by nabrać dystansu do mediów, które krzewią zło i sprzeniewierzają się swej społecznej misji. Będzie to także wyrazem naszego chrześcijańskiego świadectwa i naszego patriotyzmu.

Katecheza 14

 
Ks. dr hab. Tomasz Kraj R.M.
Kapelan Stanowy Pomocniczy Rycerzy Kolumba w Polsce

Drodzy Bracia Rycerze!

Postępując dalej w lekturze Adhortacji Familiaris consortio dochodzimy do punktu 7, w którym czytamy następujące słowa: „Żyjąc w takim świecie, pod presją płynącą głównie ze środków społecznego przekazu, wierni nie zawsze potrafili i potrafią uchronić się przed zaciemnianiem podstawowych wartości i stać się krytycznym sumieniem kultury rodzinnej i aktywnymi podmiotami budowy autentycznego humanizmu rodzin.” (FC 7). Jest to okazja, by po raz kolejny zwrócić uwagę na rolę mediów, zwłaszcza telewizji, prasy, radia i internetu w naszym codziennym życiu, a zwłaszcza w sądach, które formujemy o wielu sprawach, które nas dotyczą.

Właśnie rozgrywa się batalia na temat tzw. związków partnerskich, których zwolennicy prą w stronę osiągnięcia takich samych przywilejów, jak małżeństwa. Znacząca większość mediów popiera te postulaty, skrzętnie przemilczając i zagłuszając racje zwolenników ochrony małżeństwa pojętego jako trwały związek mężczyzny i kobiety. Dlaczego nie może być zrównania praw małżeństw i związków partnerskich? Ponieważ małżeństwa spełniają wobec społeczeństwa rolę służebną: przydają mu nowych obywateli, którzy potem pracują, płacą podatki i utrzymują innych. By tacy ludzie zaistnieli w społeczeństwie, nie wystarczy wydać człowieka na świat, ale też trzeba go mozolnie wychować, wyżywić, wyedukować (w czym nasze państwo nie pomaga za bardzo rodzicom). To z kolei wymaga od małżonków wielkiego wyrzeczenia i poświęcenia. Muszą sobie oni odmówić wielu rzeczy ze względu na dzieci i ich wychowanie. Dlatego społeczeństwo (państwo) w uznaniu ich zasług przyznaje im pewne przywileje, np. ekonomiczne i przynajmniej teoretycznie otacza ochroną małżeństwo i rodzinę.

Związki partnerskie mężczyzny i kobiety teoretycznie mogą robić to samo, ale nie chcą, ponieważ w ten sposób nie różniłyby się od małżeństwa – więc po co w ogóle robić sprawę? Nie chcą one trwałości tak bardzo potrzebnej dla wychowania dziecka, by zapewnić mu prawidłowy rozwój, nie chcą wziąć odpowiedzialności za takie zadanie, o ile w ogóle chcą mieć dzieci. Oni chcą jedynie mieć możliwość aktywności seksualnej ale żeby nikt się do tej ich aktywności nie mieszał. Tym bardziej zadaniom rodzicielskim nie mogą sprostać związki homoseksualne. Dlatego domaganie się przez zwolenników takich związków jednakowych praw z małżeństwami to tak, jakby ktoś powiedział: ty pracuj i wymagaj od siebie, poświęcaj się dla innych, a ja i tak będę miał takie same przywileje jak ty, ponieważ umiem głośno krzyczeć, bo mam po swojej stronie media, bo jestem sprytny, bo mam po swojej stronie polityków, którzy się boją moich mediów itd, itd. Tymczasem trzeba zauważyć, że domaganie się przez związki partnerskie przywilejów, jakie mają małżeństwa jest w rzeczy samej domaganiem się skrajnej niesprawiedliwości. Dlatego żaden człowiek prawego sumienia nie może się na coś takiego zgodzić!

Proszę zwrócić uwagę, że nie używam tu żadnego argumentu teologicznego, tym mniej argumentu odwołującego się do autorytetu religijnego, a jedynie opieram się na potocznym ludzkim doświadczeniu moralnym dotyczącym wymogów sprawiedliwości. Mimo tego zwolennicy związków partnerskich atakują Kościół i jego pasterzy. Dlaczego? Ponieważ ludzie Kościoła są wykształceni i mogą powiedzieć, co jest złego i niemoralnego w takiej propozycji. Tym ludziom nie można wmówić, że czarne jest białe a białe czarne, bo to są jakby specjaliści od kolorów. Dlatego taktyka jest inna: nie prowadzić debaty, nie dbać o przekonanie do swoich racji, ale zakrzyczeć oponentów, przypisać im niecne intencje, zacofanie (już o tym było w katechezie nr 10). Taka jest bowiem logika funkcjonowania mediów liberalnych. Prawda się tu za bardzo nie liczy.

Musimy pamiętać, że Chrystus, nasz Pan, utożsamił się z prawdą. „Ja jestem drogą i prawdą, i życiem.” (J 14, 6). Za czasów pierwszych chrześcijan też wiele było kłamstwa na ulicach (dziś byśmy powiedzieli: w tamtejszych mediach) dotyczącego także samego chrześcijaństwa. Tamci wyznawcy Chrystusa nie przepraszali ani się nie cofali, byli sobą – solą ziemi i światłością świata (Mt 5, 13-14). Mogli to czynić, ponieważ byli blisko Chrystusa, Który powiedział: „Ja jestem krzewem winnym, wy - latoroślami. Kto trwa we Mnie, a Ja w nim, ten przynosi owoc obfity, ponieważ beze Mnie nic nie możecie uczynić.” (J 15, 6) My też mamy taką możliwość, dlatego nie traćmy nadziei: gdy będziemy razem z Chrystusem, zwyciężymy, choćby przyszło nam stanąć wobec wszystkich mediów świata.

Katecheza 16

 
Ks. dr hab. Tomasz Kraj R.M.
Kapelan Stanowy Pomocniczy Rycerzy Kolumba w Polsce

Drodzy Bracia Rycerze!

Punkt 8 Adhortacji Apostolskiej „Familiaris consortio” przywołuje problem nauki i jej służebności wobec człowieka. We współczesnym świecie mamy do czynienia z wielkim rozwojem nauk, które opierają się na metodzie doświadczalnej (są to nauki empiryczne). Mogą one poszczycić się wieloma osiągnięciami, które w znacznym stopniu ułatwiają ludzkie życie. Wystarczy wspomnieć nowe rozwiązania komunikacyjne albo osiągnięcia medycyny w leczeniu chorób, które jeszcze niedawno uchodziły za nieuleczalne. Metoda doświadczalna pomaga także w poznawaniu świata: wychodzi ona od pewnego założenia, hipotezy naukowej, którą następnie weryfikuje się sprawdzając czy prawidłowość, której dotyczy hipoteza, rzeczywiście ma miejsce, czy nie. Dlatego wykonuje się tyle doświadczeń w różnych dziedzinach nauki. Dzięki temu nauka funkcjonuje jako ogromne przedsięwzięcie, niezwykle kosztowne i ściśle powiązane z różnymi gałęziami przemysłu i technologii. Można wręcz powiedzieć, że to powiązanie jest obustronne. Technologia bowiem i przemysł są „poligonem” doświadczalnym dla nauk empirycznych, które z kolei dostarczają technologii nowych pomysłów i rozwiązań.

Gdy człowiek jest nastawiony na eksplorację zewnętrznego, materialnego świata, to to jego zainteresowanie może go całkowicie pochłonąć. Może to stać do tego stopnia, że zacznie on przyjmować, iż tylko nauki empiryczne i ich metoda dostarczają nam wiedzy o świecie; że tylko te nauki należy rozwijać i na nie łożyć środki finansowe. Istnieje także  pokusa, by naukowcy parający się  naukami empirycznymi patrzyli z pewną wyższością na inne nauki, by narzucali tym innym naukom własny sposób myślenia i rozwiązywania pojawiających się problemów.  

Dlaczego o tym mówię w katechezie? Ponieważ poza naukami empirycznymi istnieją inne nauki, nie mniej ważne, tyle że zajmują się one zagadnieniami, które są może trochę mniej „uchwytne” ale dla człowieka, dla jego życia nie mniej potrzebne, a czasem nawet bardziej potrzebne. Przykładem takich nauk są te, które zajmują się wartościami takimi, jak godność człowieka, sens cierpienia, sprawiedliwość, cel ludzkiego życia, sens tego życia itd. Wobec tych zagadnień nauki empiryczne są ślepe: one nic sensownie na ten temat nie mogą powiedzieć, ponieważ jest to przedmiot nauk filozoficznych i teologicznych. Trzeba więc dostrzec, że w obecnym przekazie informacji, wykształciła się tendencja, by nauki nie-empiryczne spychać gdzieś na margines i zarówno je same, jak i ich przedmiot nie traktować poważnie. Tymczasem człowiek nie może (nie powinien) się do końca zaangażować w eksplorację świata materialnego ani nawet siebie samego, bez postawienia głębszych i bardziej podstawowych pytań o sens i wartość tego, co robi.

Przykład: mamy dziś propozycję wprowadzenia technologii zapłodnienia in vitro. Stawia się uproszczoną tezę, iż nauka (empiryczna oczywiście) dała nam możliwość pomocy osobom, które cierpią na niepłodność. Dlaczego nie mielibyśmy z niej skorzystać? Ponieważ w grę wchodzi tu nie tylko techniczna procedura zapłodnienia, czyli połączenia gamet (tyle mówią o tym nauki empiryczne), ale jest to zapoczątkowanie nowego ludzkiego życia, które ma swoją wartość i godność. Dlatego nie jest obojętne, jak to życie będzie się rozpoczynać: czy będzie ono wynikiem miłosnego zjednoczenia małżonków, czy też zapoczątkuje je ktoś spoza małżeństwa; czy człowiek będzie od samego początku traktowany jako niepowtarzalna osoba ludzka, czy jako zbiór komórek, który można zastąpić innym zbiorem, jeśli coś się nie powiedzie albo perspektywy na przyszłość będą inne niż te, oczekiwane przez rodziców.

Nie jest moim zamiarem omawianie wszystkich aspektów związanych z zapłodnieniem in vitro. Pragnę jednak zwrócić uwagę Drogich Braci i uczulić ich, że jedną z form kłamstwa serwowanego nam dziś w wielu mediach jest jednostronne ujmowanie ludzkiej rzeczywistości – ujęcie czysto materialistyczne, gdzie człowieka na skutek metody jego poznawania (empirycznej wyłącznie) odziera się go z części dóbr, do których ma on niezbywalne prawo. Zgadzając się  na taki zredukowany obraz człowieka, uniemożliwiamy mu lub poważnie utrudniamy osiągnięcie celu jego życia, jakim jest jego osobowe spełnienie (osoba, zwłaszcza w jej klasycznym ujęciu, to także termin, który naukom empirycznym jest obcy). Nie da się bowiem osiągnąć spełnienia, gdy człowiek jest odarty z pewnych wartości, które opisuje filozofia i teologia, a których nie dostrzegają nauki empiryczne.

Dziś w dzień Zmartwychwstania Chrystusa musimy sobie przypomnieć, iż On przyszedł, aby ludzie mieli życie i mieli je w obfitości (Por. J 10, 10). To życie możemy mieć dzięki Chrystusowi, który za nas umarł i zmartwychwstał. Jedną z przeszkód do tego jest jednostronne spojrzenie na człowieka, któremu sprzyja swego rodzaju apoteoza nauk empirycznych. Jeśli ulegniemy tej pokusie, i nam trudno będzie na serio traktować nie tylko nauki humanistyczne, ale także całe bogactwo ludzkich wartości, którymi się one zajmują.