O rycerskim Roku Jubileuszowym kustosza stanowego słów kilka

Paweł Czachor

O rycerskim Roku Jubileuszowym kustosza stanowego słów kilka…

W roku 2012 Zakon Rycerzy Kolumba obchodzi trzy wielkie Jubileusze, niejako na chwałę Boga w Trójcy Świętej Jedynego: 130 Rocznicę swojego powstania, 160 Rocznicę Urodzin Sługi Bożego, Ks. Michaela McGivneya oraz 135 Rocznicę Jego święceń kapłańskich…

Stojąc – z wyboru Zacnych Braci - na straży historii i tradycji zakonnych, postanowiłem przedstawić pokrótce tło historyczne i ideowe powstania naszego umiłowanego Zakonu…
Druga połowa XIX w. Ameryka Północna. Do portów przybijają tysiące europejskich statków, z których na brzegi Nowego Świata wylewa się wielomilionowa rzesza imigrantów ze wszystkich krajów Starego Kontynentu. Wraz z nimi płynie rzeka marzeń, oczekiwań i gotowości rzucenia się w nieznaną, ale na pewno lepszą amerykańską przyszłość, nazwaną później amerykańskim snem. W drżących rękach trzymają tobołki, a w nich trochę ubrań i pamiątek, garstkę rodzinnej ziemi, zużytą książeczkę do nabożeństwa... różańca tam nie ma - on jest w kieszeni....

Rewolucja przemysłowa zrobiła swoje... Swoje zrobiła też legendarna gorączka złota. Kiedy jedni ginęli z rąk rabusiów nad strumieniami Bonanza Creek, Klondike czy nad Rzeką Frasera, tracąc nie tylko drobne grudki złotych samorodków, ale i jedyny prawdziwy skarb, czyli życie, inni w rytm parowych młotów wykuwali "American Dream" w tysiącach fabryk, w których było mroczno, duszno, gorąco i wilgotno - i od pary z ogromnych machin, i od potu robotników, i od ich krwi... zginęło ich przecież tak wielu, tak wielu zostało okaleczonych... Tak wiele tragedii, tak wiele dramatów... były one jednak zbyt błahe, aby zajęły się nimi łamy miejscowej prasy... a może były tak powszechne i liczne, że czytanie o nich nie przynosiło redaktorom rozgłosu, a gazecie poczytności...

Miejscowa gazeta miała bowiem ciekawsze tematy. Otóż znowu postał kolejny klub, gdzie kilkunastu dżentelmenów znalazło nie tylko wytchnienie od robotniczego mozołu i małżeńskiej monotonii, ale znalazło zrozumienie i pewien rodzaj jedności i braterstwa. Wszak chwilowa rozłąka z żoną cementuje związek, a przecież kto żonę kocha, ten ją w domu zostawia!
Nie można się dziwić, że w amerykańskich miastach i miasteczkach zjawisko clubbing'u było bardzo popularne, a średniej wielkości miasto miało takich klubów nawet kilkadziesiąt, podczas gdy byle mieścina szczycić się mogła przynajmniej kilkunastoma takimi zamkniętymi klubami.

Taki trend nie mógł ujść uwadze mrocznych synów francuskiej rewolucji, czyli wolnomularzom.
Kościół poznał się na przewrotności wolnomularstwa i kilkukrotnie zakazywał katolikom zasilać masońskie loże. Co prawda niektóre loże nawet uznawały istnienie Boga, ale na pewno nie takiego, Który Jest Miłością. Ich Bóg to Wielki Budownik lub Wielki Architekt Wszechświata... Nie znajdziesz tam pojęcia Trójcy Świętej - co najwyżej trzy kąty kielni, tudzież kątownicy i cyrkla. Nie szukaj kochającego i zbawiającego Najświętszego Serca Pana Jezusa, bo Go tam nie znajdziesz... ale oko Budownika patrzy i widzi wszystko... nie znajdziesz tam porywczych wezwań do obrony wiary płynących z ust św. Bernarda z Clairvaux, duchowego ojca Zakonu Świątyni, ale znajdziesz tam pewną cześć do samych templariuszy, a zwłaszcza ich rzekomych tajemnych misteriów, ezoterycznych sekretów i tworzonych na poczekaniu legend, jak chociażby Karta Larmeniusa, w którą uwierzyło wielu omamionych nią bogobojnych katolików...

Loże masońskie trafnie odczytały potrzeby tysięcy mężczyzn... Dawały ideologię, moralność, braterstwo, jedność i poczucie tajemnicy, której u gadatliwych niewiast nie uświadczysz.
Niewprawne oko nie zauważyło, że ideologia była ateizmem, moralność - chłodną, świecką etyką, rzekome braterstwo wzrosło na gruzach niszczonego w czasach Rewolucji chrześcijańskiego braterstwa zasypanego gruzami świątyń i klasztorów, a tajemnica nadawała okultystycznego smaczku i poczucia wybraństwa - pytanie - wybrania do czego i służby komu? Milczenie i tajemnica masonów nie były ciszą medytacji ani głębią kontemplowania Chrystusowych ran...

Tymczasem rodziny osierocone przez ofiary przemysłowej rewolucji, robotników, żyły w skrajnej nędzy. Brak było systemów ubezpieczeniowych, nowoczesnego programu emerytur, rent czy świadczeń powypadkowych. Dzieci i młodzież, nie mając środków na życie i na naukę, tyrała niewolniczo w fabrykach, bądź schodziła na drogę przestępstwa. Pojawiła się kolejna plaga - przestępczość zorganizowana i siostra tegoż, czyli korupcja. Struktury mafijne przejęły kontrolę nad prostytucją i handlem alkoholem, decydując odtąd o losach rodzin i jednostek. Pojawiać się zaczęły narkotyki: haszysz i opium, a mafia organizowała masowe palarnie tych silnie uzależniających halucynogenów. W duszach panował mrok, a zło zdawało się tryumfować...

W takich oto warunkach historycznych, 160 lat temu, przychodzi na świat Michael McGivney. Jako trzynastolatek, jak miliony ubogich rówieśników, podjął pracę w fabryce, gdzie bardzo ciężko pracował przez niemal 4 lata, co odbiło się negatywnie na jego zdrowiu, przyczyniając się wkrótce do przedwczesnej śmierci. Szczęśliwie jako 16-latek mógł się już uczyć, aby trzy lata później pójść na studia filozoficzne, a następnie do wyższego seminarium duchownego, które ukończył w wieku 25 lat, przyjmując święcenia kapłańskie (obchodzimy Jubileusz 135-lecia święceń prezbiteratu). W tym samym roku młody kapłan podjął pracę duszpasterską w parafii pw. Najświętszej Maryi Panny w New Haven, w stanie Connecticut.


Młody kapłan doskonale znał realia życia ubogich robotników w Ameryce: nieludzką pracę w fabrykach, wyzysk dzieci i kobiet, nędzę sierot i rozpacz wdów, brak sprawnego systemu ubezpieczeniowego, rak korupcji, przestępczości i wszechwładzę mafii, a także męską tęsknotę za braterstwem i duchowością, tak perfidnie wykorzystywaną przez loże masońskie i paramasońskie. Kapłan - wizjoner, po głębokich modlitwach i rozmyślaniach znalazł swoiste remedium: powołał męską organizację katolicką Rycerzy Kolumba, która w nowoczesny sposób uruchomiła doskonały mechanizm ubezpieczeniowy oraz emerytalno-rentalny, dawała poczucie jedności i braterstwa oraz roztaczała opiekę nad wdowami i sierotami, będąc przy tym potężnym wsparciem dla amerykańskich parafii, niosąc nowe otwarcie w duszpasterstwie i służbie bliźniemu…
Tak oto rozpoczyna się wspaniała przygoda, która trwa od 130 lat – nieprzerwanie – a dzisiaj kilkadziesiąt rycerskich rad otwiera gościnne podwoje dla polskich kandydatów do podążania śladami Ojca Michaela McGivneya, którego Jubileusz Urodzin i Święceń Kapłańskich oraz powstania samego Zakonu, w bieżącym roku czcimy.

Niechaj ten Rok Jubileuszowy będzie okazją do odważnego wyznania „Oto jestem!”.

P. Czachor, Toruń, 1 marca 2012 r.